Rozchorowałem się i gwoli ścisłości nie jest to jakieś
popierdułkowate przeziębienie, tylko apokaliptyczna grypa odbierająca chęć do
życia. Żeby egzystencja pozostała na ledwie znośnym poziomie, faszeruję się
kilogramami medykamentów, dzięki którym mam już całkiem niezły odlot. I jak w
takim stanie mam prowadzić samochód, żeby dojechać do pracy? Wystarczy
przeczytać ulotkę, bądź skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą.
Header
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą felieton. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą felieton. Pokaż wszystkie posty
14 stycznia 2014
10 stycznia 2014
Motoryzacyjna cząska artysty
Kupiłem lustrzankę, a co! Nie dość, że wcześniej od Spalacza (tylko się tak nie chwaliłem), to na dodatek Canona - porządnej firmy robiącej porządny sprzęt fotograficzny (a nie magnetowidy). Teraz wmawiam sobie, że będę miał większe możliwości, będę mógł robić lepsze zdjęcia i ogólnie lepsze relacje na bloga. Prawdopodobnie nie, ale jak sobie tak myślę, to czuję się lepiej i mam poczucie dobrze zainwestowanych pieniędzy. Oczywiście pierwsze co robi się po zakupie aparatu, to wywalenie instrukcji obsługi i rejestracja na forum użytkowników danej marki, żeby zadawać idiotyczne pytania w stylu: gdzie się go włącza, jak zrobić dobre zdjęcie i najczęściej powtarzane: dlaczego kupiłem sobie dobry (i cholernie drogi) sprzęt a moje zdjęcia ciągle są słabe. Ja tego nie zrobiłem, za to odwiedzam codziennie setki stron o fotografii czytając, podglądając backstage i oglądając tutoriale. Chłonę wiedzę skąd się da.
1 grudnia 2013
Ride or die...
Nawet jeśli nie jesteś Petrolheadem, ani jakimś specjalnym
fanem kina motoryzacyjnego, to na pewno o tym usłyszałeś. Paul Walker zginął
dzisiaj w wypadku samochodowym.
17 sierpnia 2013
Przyczyną wypadku było…
Wypadki na drogach zaczęły się w czasach, kiedy chłopi wyjechali z szop swoimi wozami zaprzęgniętymi w konie albo osły. Wypadki zdarzają się także w dzisiejszych czasach i śmiem twierdzić, że w przyszłości także będą nieodłącznym elementem poruszania się po drogach. Tak naprawdę mechanizm powstawania „dzwona” nie zmienił się na przestrzeni wieków i od zawsze na samym początku pojawia się jakaś przyczyna, która z kolei nie zmieniła się od kiedy wąsaty przeskoczył przez płot.
11 sierpnia 2013
Nadmorska bulwarówka
Sezon wakacyjny powoli zbliża się do końca, jednak podobno czeka nas jeszcze kilka gorących dni. Niewątpliwą okazją na nadmorski lans będzie długi weekend 15-18 sierpnia, więc pakujcie manele i na Monciaka robić szał. Jak powszechnie wiadomo, do powolnego objazdu plażowych bulwarów najlepiej nadają się roadstery i kabriolety, dlatego spróbuję wybadać czy lepiej do tego celu nada się Jaguar F-Type V8 S, czy może Ferrari California.
18 czerwca 2013
Baby on board
Od dłuższego czasu, moje myśli bezczelnie mąci jedna zagwozdka. To dziwne uczucie, ponieważ nie występuje często, jestem raczej wyznawcą zasady „jest to jest, na ch.. drążyć temat”, jednak to coś nie daje mi spać po nocach. Przemyślenia na ten temat powodują, że na czole pojawia mi się kropelka potu, taka jak w japońskich bajkach, na dodatek marszczę czoło i przyjmuje groźne wyrazy twarzy. Chyba nie muszę tłumaczyć, że z racji mojego wieku powoli zanikają mi włókna kolagenowe w skórze, więc jeśli szybko nie rozwikłam zagadki, będę wyglądał jak Shar Pei i konieczne będą zastrzyki z botoksu, jak u Krzyśka Ibisza. Moim największym problemem ostatnich dni jest proces myślowy u ludzi, którzy naklejają sobie na samochody naklejki w stylu „Dziecko w aucie”. Mhm, fajnie, tylko po co?
8 czerwca 2013
Co z tą Arrinerą?
Kiedy w 2011 roku polską scenę motoryzacyjną obiegła informacja o testach pierwszego, rodzimego prototypu samochodu sportowego, było to jak małe trzęsienie ziemi. Później oficjalna prezentacja prototypu i każdy krajowy Petrolhead zaczął odliczać dni, kiedy w końcu na ulicach pojawi się coś naszego, od zera stworzonego w Polsce. Emocje podsycał fakt, że planowane osiągi wersji produkcyjnej miały zapewniać prędkość maksymalną na poziomie 300km/h a pierwsza „setka na blacie” to kwestia niecałych 4 sekund. Nieźle prawda? Jednak później pojawił się lekki zgrzyt, który do dziś towarzyszy Arrinerze.
1 maja 2013
Zalałem Wi-pałera
Potęga speców od marketingu jest wielka, przekonałem się o tym już niejednokrotnie. Gazetki z marketów, zostawiane codziennie na mojej wycieraczce, przypominają mi o tym, jak bardzo potrzebuję większego telewizora, bo 49 cali to za mało na oglądanie kolejnej porażki kopinogów, a za tydzień będą rozdawać 55 cali za darmo i jeszcze dopłacą. Wszystko to na takich ratach, że odsetki zafundują Ci drugi telewizor do kuchni, a Twoim dzieciom w przyszłości opłacą studia i kupią kawalerkę na wrocławskim rynku. Albo promocje w realach, teskach czy innych oszonach – jaka tania kukurydza w puszce, zróbmy zapasy większe niż w schronie Baracka pod Białym Domem! Po takich zakupach czujemy radość, spełnienie, rozpiera nas duma z tego jak bardzo oszukaliśmy system i ile to zaoszczędziliśmy. Teraz siedzę i mam takie samo uczucie, bo zalałem sobie V-Powera ze zniżką z Lidla.
21 kwietnia 2013
Motoryzacyjny szafiarz, czyli poradnia stylistyczna
Wiosna to nie tylko mycie samochodu i kwitnące krokusy, to przede wszystkim czas na wiosenne stylizacje. Dzisiaj zaprezentuje wam drobny detal, który obowiązkowo powinien być obecny w Waszych ałtfitach.
Absolutnym must-have w Waszej szafie musi być letnia kurtka typu husky, pikowana w charakterystyczne romby. Wprawdzie wywodzi się ona z ubioru jeźdźca konnego z brytyjskiej wsi, jednak w dzisiejszych dniach coraz częściej gości na modnych ulicach w centrach miast. Oryginalnie była dość szeroka, ale wszyscy wiemy jak ważne jest dopasowanie dla stylowego mężczyzny, dlatego większość obecnie szytych kurtek husky ma krój taliowany. Jest idealna do stylu smart casual, wspaniale komponuje się z beżowymi spodniami typu chino. Podczas wyboru koniecznie zwróćcie uwagę aby kurtka miała szlice, dzięki temu lepiej układa się podczas gdy robią Wam zdjęcia na blogi Street Fashion.
15 marca 2013
Toyoto, why?
Toyka GT-86 szturmem zdobywa serca wszystkich Petrolheadów
na świecie. Fakt, że ma sporo bubli i nieprzemyślanych rzeczy, jak kompletny
brak miejsca dla osób zaliczających się do wyższych od przeciętnego karła.
Wszystkie niedoróbki nadrabia jednak merdającym ogonem, który kręci wszystkich
z odrobiną benzyny w żyłach. No dobra, nie wszystkich, raczej fanów Need For
Speed, Playstation i zderzaków z laminatu. Kobiet raczej nie kręci, nie wiem
dlaczego, pewnie przez okropną stylistykę. Dlatego mądre, japońskie głowy
postanowiły uatrakcyjnić małą Toyotkę tak, aby trafiała w gusta miłośniczek
torebek i obcasów, oraz pasjonatów fryzjerstwa, ogólnego wymachiwania rączkami
i pstrykania paluszkami. Oto GT-86 Open Concept.
24 lutego 2013
Pay per safety
No i Saleta wlał Gołocie, w walce dwóch bokserskich emerytów. Chociaż jak walka dziadków to ona nie wyglądała, bardziej jak fragment „Rocky’ego”. Obaj zainkasowali porządną ilość ciosów, Andrew pomylił kroki z „Tańca z Gwiazdami”, padł na glebę i po walce. Na koniec dostali po pucharku i wypchanej kopercie, do odbioru u pani Krysi w okienku. Wszystko to za pieniądze nazbierane z smsów po 40 złotych. A Vettelowi tytułu nikt nie sponsorował smsowo, bo nikt by na to nie poszedł. „Jeśli chcesz obejrzeć wyścig, wyślij sms o treści GUMA pod 9031 za jedyne 50 PLN z VAT”. Nie przejdzie.
Tagi:
bezpieczeństwo,
f1,
felieton,
formula 1,
formula one,
wypadki
16 lutego 2013
Smocze kule są bez sensu
Jak to jest, że faceci tak naprawdę nigdy nie dorastają? To pewnie sprawa hormonów, genów albo brakującego żebra, które ktoś, kiedyś nam bezczelnie podkradł. Przez to, że mentalnie zatrzymujemy się na poziomie ogólniaka (ewentualnie trochę później, ale nie za bardzo), uwielbiamy bawić się kolejką elektryczną, zdalnie sterowanym czymkolwiek, kochamy gadżety i kreskówki. Facet, który nie lubi kreskówek, niech pierwszy rzuci kamieniem. Problem jest taki, że te wszystkie wielbione przez nas rzeczy są kompletnie bez sensu i co gorsza odbija się to w motoryzacyjnych gustach.

11 lutego 2013
Nie łaź jak cielak
Na początku chciałbym zaznaczyć, że ta notka będzie niecodzienna i w pierwotnym zamyśle miała wyglądać trochę inaczej. Miało być w niej dużo drastycznych zdjęć, przedstawiających ofiary wypadków samochodowych, rodem z rotten.com. Zdjęć, które uświadamiają, że jesteśmy tylko skórzanym workiem, wypełnionym kośćmi, mięsem, krwią i innymi płynami. Jednak doszedłem do wniosku, że umieszczanie takich fotek może być kłopotliwe: trzeba pisać że zdjęcia są drastyczne, zamazywać walające się kawałki mózgu i pozostałości twarzy. Jednym słowem nic przyjemnego, więc zrezygnowałem z takiego hardkoru.
3 lutego 2013
Wyścigi vs. rajdy
Od wydawców portali informacyjnych, takich jak Onet, Interia czy inny Pudelek, nie oczekuję choćby nuty fachowości. W końcu jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Niestety, na większości z nich istnieje dział motoryzacyjny, w którym pracują tylko przepisywacze notek prasowych, słabo znający się na moto świecie. Jeśli już dorzucają coś od siebie, przeważnie walą babole jakich mało, dlatego postanowiłem stworzyć tą notkę, w której postaram się wyjaśnić czym różnią się wyścigi od rajdów, że to nie to samo i nie, nie są to wyrazy bliskoznaczne.
27 stycznia 2013
Sezonowcy
Sport to jedna z tych dziedzin naszego życia, za którą moglibyśmy zabić. To znaczy nie dosłownie i wcale nie za możliwość tegoż sportu uprawiania, ale spokojnie moglibyśmy komuś nieźle przylać za mówienie źle o naszej ulubionej drużynie. Na dodatek emocjonujemy się każdym sportem, w którym akurat odnosimy jakiś sukces, natychmiast stajemy się ekspertami w tej dziedzinie i prowadzimy zażarte dyskusje z innymi „ekspertami”. Sezonowcy to dobre określenie. Wystarczy, że ktoś zaczyna przegrywać i już wszystkie onety czy inne interie piszą, że się skończył, że jego kariera to równia pochyła i najlepiej już nie zwracać na ten sport uwagi. Dlatego wyczuwam niechybny napływ ekspertów w kolejnej dziedzinie sportu.
20 stycznia 2013
Zagłaskać kota na śmierć cz. 2
Tak jak pisałem w zeszłym tygodniu, wkurza nas, kiedy ktoś chce na siłę poprawić nam jakość życia. Szczególnie, kiedy te pomysły są beznadziejne i bardziej namieszają niż pomogą. Serdak chce zwiększyć bezpieczeństwo na drogach poprzez poskręcanie ich, coś na wzór jelita cienkiego, a na dodatek każe nam po nich zasuwać na złamanie karku. A jakie pomysły mają nasi ‘kochani” politycy?
12 stycznia 2013
Zagłaskać kota na śmierć cz. 1
Pewnie znacie to tytułowe powiedzonko dość dobrze. Szczególnie jeśli jesteście dziećmi, rodzice chuchają i dmuchają, żeby tylko coś się Wam nie stało, czegoś Wam nie brakowało i żeby było Wam jak najlepiej. Babcie wmuszają tony pierogów do zjedzenia „bo tak mizernie wyglądacie”, co akurat nie jest takie złe, bo babcine pierogi są mistrzowskie i nawet Gesslerowa nie ma lepszych w swoich knajpach. Mamusia dba o ciepły ubiorek, bo zimno na dworze i grypa panuje, tatuś załatwi każdy kawałek druta czy inny karton, jaki potrzebujecie na technikę do szkoły. Jeśli jednak, nie daj Boże, rozchorujecie się, to wszyscy będą koło Was skakać, a to z chusteczką, a to z syropkiem. Żyć nie umierać. Jednak z wiekiem, taka troska zaczyna być uciążliwa. Szczególnie w okresie dojrzewania, kiedy „jestem już dorosły i potrafię sam o siebie zadbać”. Zaczyna pojawiać się wyraźnie rozgraniczenie dwóch typów ludzi: jedni starają się radzić sobie samemu, prosić o pomoc tylko kiedy naprawdę jest potrzebna i nie wykorzystują innych. Fachowo nazywa się ich samodzielnymi. Ci drudzy ciągle o coś proszą innych, wykorzystują całe otoczenie i z niczym sobie nie radzą. Fachowo nazywa się ich pierdołami bądź pasożytami.
Kiedy stajemy się samodzielni, zaczyna nas drażnić kiedy za często inni chcą dla nas dobrze. Niestety, nie ma lekko i z każdej strony słyszymy co tu można zrobić „by żyło się lepiej”. Wydawałoby się, że najwięcej usprawnień można wdrożyć w transport samochodowy i bezpieczeństwo na drogach, tak przynajmniej można wywnioskować oglądając telewizję, czytając gazety albo inne internety i słuchając radia. Minister Transportu, Minister Infrastruktury, Inspekcja Transportu Drogowego i Policja mają miliardy pomysłów na poprawienie jakości życia kierowców i zapewnienie im spokoju jak przy maminym fartuszku. Nawet Serdak, na swoim blogu, zajął się szukaniem rozwiązań służących poprawie bezpieczeństwa na drogach. Z szacunku do konkurencji, zacznę od niego.
4 stycznia 2013
3 słowa do ojca prowadzącego…
Blog miał długą przerwę w działalności, to tak tytułem wstępu, jakby jeszcze ktoś nie zauważył. Powodów takiego stanu rzeczy było wiele, ale wszystkie da się podciągnąć pod tak zwany „nieogar” lub pisząc językiem bardziej profesjonalnym „problemy z zarządzaniem czasem”. Tak jakby dało się nim zarządzać, bo według mnie ten skurczybyk sobie po prostu bez przerwy leci… Ale wracam jak Arnie w „Terminatorze 2”, jak Bruce w „Szklanej Pułapce 2”, jak Jose Arcadio Morales w „Kilerów 2-óch” albo jak łysina Gąsowskiego w szybernastej edycji „Tańca z gwiazdami”. To znaczy, że będzie to samo co było, tylko w trochę zmienionej formie.
19 września 2012
Znajdźcie im do cholery jakieś zajęcie!
Zastanawialiście się kiedyś, co jest największym wrogiem człowieka? Szatan, alkohol, narkotyki, stres, myszy, głupota, karaluchy, fantastyka? Prawdopodobnie nikt z Was nie wpadł na to, co odkryłem ostatnio: największym wrogiem człowieka jest nadmiar wolnego czasu. Domyślam się, że dla wielu jest to zaskakujące, ale już śpieszę z wytłumaczeniem. Nie chodzi mi o wolny czas sam w sobie, bo on jest w porządku, można przeczytać książkę, obejrzeć film, wybrać się na przejażdżkę albo się zdrzemnąć. Najgorszy jest nadmiar wolnego czasu, bo trzeba wymyśleć sposób na jego zagospodarowanie, a to nie przynosi nic dobrego.
Sam ostatnio cierpiałem na nadmiar wolnego czasu. Doprowadziło mnie to do panicznego poszukiwania czegoś co mi go wypełni, najlepiej na dłuższą metę. Postanowiłem zrobić remont i małe przemeblowanie! W sumie na początku miało to być tylko delikatne odświeżenie pokoju, jednak z czasem przerodziło się w kompletną demolkę. Na początek trzeba było wybrać farbę, z którą będę musiał żyć kilka następnych lat. Podobno mężczyźni rozróżniają tylko 3 kolory: fajny, brzydki i pedalski, więc do pomocy zaciągnąłem moją Towarzyszkę Życia. Nie spodziewałem się, że na świecie istnieje tyle barw, tyle odcieni i tyle różnych palet. Było tego zdecydowanie za wiele, decyzję odłożyłem na później, żeby dobrać kolor ścian do koloru nowych mebli. Z nimi miało być łatwo. Priorytetem było duże i wysokie biurko, do tego pojemna szafa, jakiś regał na książki i płyty oraz kilka szafek. Najlepiej żeby wszystko tworzyło jeden komplet, bo nie lubię otaczać się „misz-maszem”. Niestety, producenci mebli nie uwzględnili tego, że ktoś chciałby połączyć mini biuro z sypialnią, nie mając przy tym 7 lat. Godziny bezowocnych poszukiwań odpowiedniego zestawu doprowadziły mnie do stwierdzenia, że nie znajdę lepszego i bardziej funkcjonalnego kompletu niż ten, który mam obecnie. W sumie ma wszystko czego potrzebuje, wymaga jedynie drobnego odświeżenia pożółkłych frontów. Skoro będę je odmalowywał, to może też warto zmienić ich kolor, co doprowadza mnie do punktu wyjścia, czyli wyboru farby. Siedzę więc w środku rozgrzebanego pokoju, z meblami bez drzwiczek, tynkiem na ścianach, wszystkimi rzeczami w kartonach i pluję sobie w brodę, że nie znalazłem lepszego sposobu na zużycie nadmiaru czasu.
Na szczęście nie często mam takie okresy w swoim życiu, jest jednak grupa ludzi, którzy codziennie mają zbytek czasu do zagospodarowania. Większość z nich zgrupowana jest w jednym miejscu i na dodatek dostaje pieniądze, za wymyślanie coraz bardzie absurdalnych rzeczy. Właściwie to wymyślają bezsensowne przepisy i dyrektywy, bo chodzi mi o ludzi zasiadających w Komisji Europejskiej. Mieliśmy już takie nonsensy jak dopuszczalna krzywizna ogórka oraz jej brak w przypadku banana. Mieliśmy także dyrektywę uznającą, że ślimaki to ryby. Z tego co wiem, ślimaki słabo radzą sobie z pływaniem, ale od czasu mojej edukacji biologicznej ewolucja mogła spłatać psikusa, na który błyskawicznie zareagowali eurogłowi. Ciekawe, czy jacyś prawnicy sprawdzają te projekty przed wejściem w życie, bo wydaje mi się, że nie. Najnowszym, upośledzonym dzieckiem KE jest projekt ustawy o badaniach technicznych pojazdów. Zakłada on, że każdy pojazd ma pozostać w stanie fabrycznym przez cały okres użytkowania. Co to oznacza w praktyce? Po pierwsze śmierć całego światka tuningowego. Spojlery, body-kity, sportowe wydechy, doloty, ostrzejsze wałki, nawet felgi aluminiowe inne niż seryjne będą zabronione. Co gorsze, oznacza to też śmierć oldtimerów, do których części są praktycznie niemożliwe do dostania i trzeba dorabiać je we własnym zakresie. Jeśli jeszcze brak Calibr i Lanosów na gaz z niepolakierowanym laminatem mogę przeżyć, to wykastrowanie ulic z odrestaurowanych Datsunów 280Z, Jaguarów E-Type albo Chevy Impali jest nie do przyjęcia. I tak jest ich tylko garstka, ale spotkanie takiego moto-rodzynka powoduje wypieki na twarzy do końca dnia, może nawet dłużej. Nowe przepisy mogą doprowadzić do tego, że nasz samochód nie przejdzie przeglądu, bo mamy dywaniki kupione w markecie, wycieraczki ze stacji benzynowej, albo naklejkę na tylnej klapie informującą o tym, że trzeba mieć zwarte pośladki bo motocykle są wszędzie. Najgorsze jest to, że brak rynku wtórnego części spowoduje windowanie i tak już zawyżonych cen w autoryzowanych stacjach obsługi. Przecież będziemy na nie skazani. Kuriozum, prawda? Niestety „mądre głowy” wpadły na coś takiego zasłaniając się ekologią. Podobno wyprodukowanie każdego nieseryjnego elementu powoduje emisję ilości CO2, wystarczającą do ogrzania klimatu o miliard stopni Celsjusza i zafundowania nam powolnej agonii przez ewaporację. Rzekomo zamontowanie każdej dodatkowej części powoduje wzrost masy pojazdu, w efekcie samochód więcej pali, emituje więcej zanieczyszczeń i ociepla klimat o kolejny miliard stopni. Ustawa ma nas przed tym uchronić, zapewniając nam spokojne życie przy chłodnej bryzie, aż do śmierci w wieku 158 lat.
Oczywiście jest to tylko projekt dyrektywy, nie mający prawa wejść w życie. Pokazuje on jednak, że istnieją ludzie, którzy za wymyślanie takich głupot mogą otrzymywać pieniądze. Ewidentnie brakuje im zajęć i mają nadmiar wolnego czasu, co powoduje przeskakiwanie impulsów nerwowych pomiędzy nieodpowiednimi neuronami w mózgu. Także chrońcie się przed tym zgubnym stanem. Znajdźcie sobie niegroźne, ale absorbujące hobby. Może sklejanie modeli samochodów z zapałek, albo parowanie skarpetek po praniu? Najlepiej wsiądźcie w samochód i wykorzystajcie ostatnie lata motoryzacyjnej wolności, bo nie wiadomo co następnego wymyślą rządzący i jakim kolejnym podatkiem obciążą kierowców. Wtedy jedynym sposobem na nadmiar wolnego czasu zostanie drzemka.
12 sierpnia 2012
Kłopoty miłośników Morza Bałtyckiego
W życiu setek tysięcy Polaków istnieje jeden, specjalny i wyjątkowy dzień w roku. Wyczekiwany z wypiekami na twarzy i rosnącym podnieceniem. Wbrew pozorom nie chodzi tu o Gwiazdkę i prezenty, ale o początek urlopu. Takiego prawdziwego urlopu, nie All-Inclusive-Last-Minute-Powrót-Na-Własną-Rękę z upadającego biura podróży, ale spędzonego z całą rodziną nad ukochanym Bałtykiem, ewentualnie jakaś agroturystyka nad jeziorem, ale bardziej Bałtyk. W trakcie całorocznego oczekiwania na jego nadejście, wyobrażany jest jako początek czegoś wyjątkowego, okresu wypoczynku i błogiego lenistwa. W rzeczywistości jest jednak całkiem inaczej. Po pierwsze, urlop nad morzem zaczyna się o absurdalnie wczesnej godzinie. Jeszcze wcześniejszej niż rok temu, kiedy to wyruszaliśmy wcześniej niż dwa lata temu. Przecież trzeba zdążyć zapakować całą rodzinę wraz ze stertą bagaży i wyruszyć przed tymi wszystkimi drogowymi niedorajdami, w celu uniknięcia korków. Szkoda tylko, że większość podróżujących tak myśli i w okresie letnim mamy takie natężenie ruchu, któremu nie dałyby rady drogi o szerokości amerykańskiej autostrady. Żeby choć trochę ułatwić dotarcie z punktu A do punktu B (jak Bałtyk), Ministerstwo Infrastruktury, władze województw, powiatów i gmin, prześcigają się w wymyślaniu rozwiązań rozładowujących korki w newralgicznych punktach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)