Header

20 stycznia 2013

Zagłaskać kota na śmierć cz. 2

Tak jak pisałem w zeszłym tygodniu, wkurza nas, kiedy ktoś chce na siłę poprawić nam jakość życia. Szczególnie, kiedy te pomysły są beznadziejne i bardziej namieszają niż pomogą. Serdak chce zwiększyć bezpieczeństwo na drogach poprzez poskręcanie ich, coś na wzór jelita cienkiego, a na dodatek każe nam po nich zasuwać na złamanie karku. A jakie pomysły mają nasi ‘kochani” politycy?


Na to pytanie można odpowiedzieć jednym wyrazem: zajebiste. Wszystko bierze się z jednego, prostego powodu – mają błędne założenia dotyczące przyczyn drogowego zła. Musieliście słyszeć o tym nie raz, że wypadek spowodowany był nadmierną prędkością, ewentualnie niedostosowaniem prędkości do warunków panujących na drodze. Ach, zapomniałbym o ulubionym sloganie policji: „Prędkość zabija”, który ma takie samo odzwierciedlenie w rzeczywistości, jak świąteczny rozkład PKP. Gdyby faktycznie prędkość zabijała, to jaka? Jechałem kiedyś 200km/h i żyję, więc chyba wyższa. Może 500km/h albo 1000km/h? Chyba też nie, przecież kierowcy biją kolejne rekordy prędkości na wyschniętym jeziorze Bonneville i wychodzą ze swoich maszyn całkiem żywi. To pewnie magiczna bariera prędkości dźwięku jest zabójcza dla ludzkiego organizmu! Chociaż nie, piloci odrzutowców naddźwiękowych nie są jednorazówkami, nawet pan Baumgartner przeżył działanie takiej szybkości, a nie był opakowany w metalową puszkę, tylko w trochę grubsze majtki z golfem i kask. Oznacza to, że Felix dopiero po wylądowaniu mógł usłyszeć swoje krzyki, które wydawał podczas spadania, a jeśli je usłyszał to musiał jeszcze żyć. Więc gdzie jest ta magiczna bariera prędkości, która zabija? Bo istnieje na pewno, w końcu często słyszymy słowa: „kierowca z niewyjaśnionych przyczyn zjechał ze swojego pasa ruchu i przyfandzolił w drzewo”. Przyczyna jest jedna, umarł od nadmiernej prędkości i dlatego odbył wycieczkę krajoznawczą pod prąd. To z kolei oznacza, że mamy w kraju auta zdolne przekroczyć prędkość światła. Deal with it mr Einstein.

Nasza policja też odkryła, że kierowcy są w posiadaniu technologii pozwalającej na podróż z Ziemi na Słońce w kilka minut i postanowili z tym walczyć. W końcu trupy na drodze wyglądają źle, wszędzie rozrzucają swoje organy, plamią asfalt, powodują korki i psują statystyki. Walką z drogowymi piratami podzielili się z biednymi krokodylkami, ukrytymi zazwyczaj na parkingach i polującymi na wytarte nalewki w naczepach ciężarówek. Jako oręż, ITD na spółkę z drogówką, otrzymało całą baterię żółciutkich fotoradarów, tajnych samochodów z kamerkami i najnowocześniejszych, laserowych suszarek. Ostatnio słyszałem, że to i tak za mało, więc chcą zwiększyć liczbę fotopstryków, a nawet zamówić helikoptery z radarami i bezzałogowe, zdalnie sterowane samoloty. W przyszłym roku pewnie poproszą o lotniskowce, łodzie podwodne, jetpacki i teleporty… Wszystko w imię poprawy bezpieczeństwa.

Niestety, Minister Finansów jest w tej kwestii pesymistą i jakoś nie wierzy w skuteczność tej całej walki z prędkością. Oszacował na swoim zmyślnym kalkulatorku, że w 2013 roku zapłacimy aż 1,5 miliarda złotych za wszystkie drogowe wykroczenia. 1,5 miliarda to 1, 5 i 8 zer, czyli 1 500 000 000, czyli coś koło 30 kumulacji w Totolotka, tych największych. Szkoda tylko, że nikt nie oszacował, jak w rzeczywistości poprawi się bezpieczeństwo podróżujących. Co więcej, ja też jestem pesymistą w tej kwestii. Załóżmy przypadek świata idealnego, w którym radary stoją w miejscach naprawdę groźnych. Kiedy widzę fotoradar, faktycznie wyostrza się moja czujność, ale nie na otoczenie i potencjalne niebezpieczeństwo, tylko koncentruję się na tym, czy na słupie faktycznie jest aparat i czy czasem nie błyska mi lampą po oczach, uwieczniając mnie podczas dłubania w nosie i przekraczania dozwolonej prędkości o 11km/h. Efekt raczej odwrotny od zamierzonego przez ustawodawców. Tajniackie samochody i suszarki też są kompletnie nieskuteczne, ponieważ wiem o nich już jakieś 10 kilometrów wcześniej, dzięki uprzejmości mobilków na CB. Podobnie jak z radarami, nie skupiam się na nadciągającym niebezpieczeństwie, tylko szukam radiowozu ukrytego w krzakach i laserka wymierzonego prosto między moje niebieskie oczęta. Helikopterów i reszty tego cudactwa jeszcze nie ma nad naszymi drogami, więc się tym nie martwię, chociaż i na to znajdzie się sposób.

Przepis na ograniczenie liczby krzyży w przydrożnych rowach jest niesamowicie genialny w swojej prostocie. Zastanówcie się, gdzie jest najwięcej wypadków ze skutkiem śmiertelnym? Przecież nie na autostradach, po których mkniemy 140km/h. Nie są to też centra miast, w których osiągamy zawrotną, średnią prędkość 20km/h i w których piesi sami pakują się pod koła. Nie są to nawet ekspresówki albo obwodnice, na których każdego wieczora spotyka się nowe pokolenia „Szybkich i wściekłych”. Najgorsze i najbardziej niebezpieczne są drogi krajowe, jednojezdniowe, z szerokim poboczem, bo najczęściej na nich dochodzi do czołówek. Przy takim zderzeniu prędkość schodzi na drugi plan, bardziej liczy się to, że spotykają się samochody jadące w przeciwnych kierunkach. Podczas zderzenia czołowego, kiedy to oba pojazdy mają przepisowe 90km/h, oddziałują siły jakbyśmy trzepnęli w ścianę przy 180km/h, mniej więcej jak na tym filmie:
Nawet podczas czołówki przy 50km/h macie malutkie szanse na przeżycie. Fizyka is a bitch i robi swoje.

Podsumowując, jeśli naprawdę chcecie pomóc, wybudujcie nam szerokie autostrady, bez dziur, z prawidłowo wyprofilowanymi zakrętami, z poprawnym oznakowaniem. Takie z trzema pasami w jednym kierunku, żeby ciężarówki mogły się spokojnie wyprzedzać, z dwoma jezdniami oddzielonymi pasem zieleni i barierami energochłonnymi. Takie z systemem ostrzegania o niebezpieczeństwie, takie na miarę XXI wieku. Wtedy będziemy sobie doskonale radzili sami. Także ogromnie pieniądze, które inwestuje się w kolejny fotoradar, w kolejny radiowóz i kolejny krzak, za którym będzie się można schować z suszarką, lepiej wmurować pod kilometr autostrady. Z taką siecią nie dość, że będzie podróżować się szybko, sprawnie i bezpiecznie, to jeszcze minister Rostowski nie będzie tak smutnie zakładał, że będziemy musieli wyłożyć grubą kasę za wykroczenia. Chyba, że wcale nie chodzi o bezpieczeństwo…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz