Header

18 czerwca 2013

Baby on board

Od dłuższego czasu, moje myśli bezczelnie mąci jedna zagwozdka. To dziwne uczucie, ponieważ nie występuje często, jestem raczej wyznawcą zasady „jest to jest, na ch.. drążyć temat”, jednak to coś nie daje mi spać po nocach. Przemyślenia na ten temat powodują, że na czole pojawia mi się kropelka potu, taka jak w japońskich bajkach, na dodatek marszczę czoło i przyjmuje groźne wyrazy twarzy. Chyba nie muszę tłumaczyć, że z racji mojego wieku powoli zanikają mi włókna kolagenowe w skórze, więc jeśli szybko nie rozwikłam zagadki, będę wyglądał jak Shar Pei i konieczne będą zastrzyki z botoksu, jak u Krzyśka Ibisza. Moim największym problemem ostatnich dni jest proces myślowy u ludzi, którzy naklejają sobie na samochody naklejki w stylu „Dziecko w aucie”. Mhm, fajnie, tylko po co?


8 czerwca 2013

Co z tą Arrinerą?

Kiedy w 2011 roku polską scenę motoryzacyjną obiegła informacja o testach pierwszego, rodzimego prototypu samochodu sportowego, było to jak małe trzęsienie ziemi. Później oficjalna prezentacja prototypu i każdy krajowy Petrolhead zaczął odliczać dni, kiedy w końcu na ulicach pojawi się coś naszego, od zera stworzonego w Polsce. Emocje podsycał fakt, że planowane osiągi wersji produkcyjnej miały zapewniać prędkość maksymalną na poziomie 300km/h a pierwsza „setka na blacie” to kwestia niecałych 4 sekund. Nieźle prawda? Jednak później pojawił się lekki zgrzyt, który do dziś towarzyszy Arrinerze.