Nawet jeśli nie jesteś Petrolheadem, ani jakimś specjalnym
fanem kina motoryzacyjnego, to na pewno o tym usłyszałeś. Paul Walker zginął
dzisiaj w wypadku samochodowym.
Smutno zaczęła się dzisiejsza niedziela. Cholernie smutno.
Wszystko przez ten mój bezsensowny nawyk sprawdzania Facebook’a chwilę po
przebudzeniu. Chyba na samej górze pojawił się wpis Grupy Hatak o tym, że Paul
Walker nie żyje. Co jest? Czyżby chcieli uśmiercić go w najnowszej części „Szybkich
i wściekłych”? Niestety, dalsze przewijanie rozjaśniło mi tą tragiczną
sytuację. Fotograf motoryzacyjny, John Zhang, potwierdził tę informację i jako
jedna z pierwszych osób, które pojawiły się przy zniszczonym samochodzie,
opisał dokładnie szczegóły zdarzenia.
Wszystko miało miejsce podczas charytatywnego eventu
organizowanego przez fundację Paula na rzecz ofiar niedawnego tajfunu na Filipinach.
Walker był pasażerem w czerwonej Carrerze GT, kierowanej przez jego przyjaciela
– Rodgera Rodasa. Samochód najpierw uderzył w słup (lub drzewo) i następnie
stanął w płomieniach. Strona pasażera była doszczętnie zmiażdżona. Zanim
dotarły służby ratunkowe, całe Porsche płonęło żywym ogniem. Jak relacjonuje
Zhang, gorąc było czuć na drugim brzegu pięciopasmowej drogi. Paul i Rodger
zginęli na miejscu.
Dlaczego piszę o tym i to na dodatek po tak długiej
przerwie? Głównie dlatego, że wychowałem się na serii „Szybkich i wściekłych”,
podobnie jak całe pokolenie Petrolheadów. Kiedy pierwsza część wyszła w 2001
roku miałem 13 lat. Jeździłem wtedy na deskorolce i moim idolem był i Bob Burnquist.
Po filmie został nim Brian O’Conner. Chciałem mieć każde auto, które pojawiło
się w „fastach”: czarnego Civica z zielonymi neonami, zielone Eclipse i
pomarańczową Suprę. W dzień chciałem pracować w warsztacie, nocą ścigać się po
ulicach. Powoli nasiąkałem całą tą otoczką, zapachem benzyny i przepalanego
oleju. Dialogi z dwóch pierwszych części filmu znam na pamięć, mam na DVD
wszystkie epizody. Można powiedzieć, że to właśnie taka nierealna bajka, mająca
sobie za nic prawa fizyki, ukształtowała mnie jako miłośnika motoryzacji.
Dlatego dużo bardziej kręci mnie Skyline R34 niż Ferrari F430, Evo niż Impreza,
GT-R niż Zonda. Ale nie ważne jakie mamy gusta, ważne że dzięki wszystkim „Szybkim
i wściekłym” całe pokolenia zainteresowały się samochodami i ich tuningiem. No
bo powiedzcie szczerze, czy dzieciaka kręci cała technologiczna otoczka
Veyrona? Nie, do małego chłopaka (i niektórych dziewczyn) dociera kolorowy,
szybki i wściekle syczący zaworem upustowym samochód. Tak rodzą się fascynacje,
tak rodzą się marzenia.
Mimo iż Walkera nie poznałem osobiście, to czuję się jakby
odszedł ktoś mi bliski. Możecie powiedzieć, że był tylko aktorem, ale oprócz
tego był też prawdziwym Petrolheadem. Nasza rodzina uszczupliła się o prawdziwą
inspirację dla milionów dzieciaków, które w przyszłe wieczory będą spędzały w
garażach i warsztatach, ze smarem pod paznokciami. Będzie nam Ciebie brakowało
Paul.
Wielka szkoda ...
OdpowiedzUsuńNiech spoczywa w pokoju...
OdpowiedzUsuńSmutna sprawa. Bardzo lubiłem serię F&F, ale nie zdawałem sobie sprawy, że tak bardzo będzie mi brakować osoby którą znam tylko z ekranu telewizora.
OdpowiedzUsuńKamila
OdpowiedzUsuńFajny wpis
OdpowiedzUsuń