Poznański Motor Show reklamuje się jako "Największe targi motoryzacyjne w Polsce". No cóż, jeśli coś jest największe w Polsce i na dodatek motoryzacyjne - trzeba się tam wybrać. Podobnie jak w zeszłym roku, postanowiłem przygotować relację z wyjazdu, jednak w tym roku będzie ona trochę inna. Jeśli nie pamiętacie co było na edycji 2012 - zapraszam tu: Motor Show 2012 cz.1 i Motor Show 2012 cz. 2. Bez zbędnego rozpisywania się o sposobie dojazdu, zajebistym korku, w którym spędziłem tyle samo czasu co na samym oglądaniu i kolejce po bilety, w której spędziłem kolejne pół godziny życia (tak, wiem, że można było kupić bilet przez neta i nie czekać), przejdę do wrażeń z samego "Show".
Większość stron, blogów i magazynów motoryzacyjnych przygotowuje swoje sprawozdania na podstawie dnia prasowego, podczas którego po wielkich halach wystawowych kręci się jedynie kilka osób w marynarkach, kilka osób z lustrzankami i torbami pełnymi obiektywów oraz kilka hostess. Jednak lwia większość zwiedzających to nazwana przez organizatora "szeroka publiczność", która dostała do dyspozycji 3 dni: 5, 6 i 7 kwietnia. Wcieliłem się w rolę takiego "szerokiego publicznościa" i wybrałem najgorszy z możliwych dni - sobotę.
Zacząłem od wystawy zabytkowych aut. Nie wiem, czy ruch był tam jakoś zorganizowany, jednak ciągle miałem wrażenie jakbym szedł pod prąd. Ludzi było tyle, że mieliby problem z pomieszczeniem się na Basenie Narodowym i to nawet z otwartym dachem. Mimo tym niedogodnościom, udało mi się cyknąć kilka fotek, oto najlepsze z nich, na któryś coś widać (na pozostałych nie widać kompletnie żadnego szczegółu jakiegokolwiek samochodu).
Nie zniechęcony poprzednim pawilonem pomyślałem, że chyba wszyscy oglądają starocie, więc dalej będzie luz. Udało mi się w miarę spokojnie zbadać stoisko Nissana, a na nim dwa modele stuningowane przez Nismo: 370Z i brzydala Juke.
Na dłużej wciągnęło mnie stoisko Kiiiii (wym. kiji). Nabrałem konkretnego szacunku do uczestników pucharu Kiiiiiii Picanto za to, że mieszczą się w miniaturowe wnętrze i wytrzymują w nim dłużej niż 5 minut. Nawet moja Ekspertka od ergonomii i komfortu powiedziała, że ten mały, koreański twór jest słaby i w życiu nie chciałaby nim jeździć. Za to polubiła nowego procee'd GT i wcale jej się nie dziwię, bo mi też przypadł on do gustu. Mogę nawet powiedzieć, że mnie zachwycił zwykłym, wajhowatym ręczym, nie jakimś dziadostwem na guzik. Z pewnością będę chciał przejechać się procee'd'em GT w niedalekiej przyszłości, może jeszcze uda mi się rozgryźć czym różnią się wersje pro od tych bez pro, oprócz tego, że te pierwsze bardziej wyglądają jak Renault Megane. Mimo wszystko koreańskie stoisko na plus.
Dalej znów tłok jak w weekend przed Wielkanocą w supermarketach. Wnioski są dwa: albo dają coś za darmo albo stoją jakieś superauta. Gratisów nie widziałem, superaut też nie, podobno było to stoisko Javy. Podobno było tam jakieś Lamborghini, jakieś Ferrari i chyba coś jeszcze. W pamięć najbardziej zapadła mi hostessa, która leżała na Lambo i miała minę, jakby ktoś w jej pobliżu puścił śmierdzącego bąka. Mam nadzieję, że ta mała, która wkradła się na pierwszy plan marzy o posiadaniu w przyszłości któregoś z tych aut, nie na byciu taką sztuczną mizerotą, świecącą nadmiarem wizyt u chirurga estetycznego.
Jest! Jedna z wielkich premier! Jaguar F-Type, ogrodzony płotem, zasiekami i polem minowym o promieniu 20 metrów. Chyba tylko dlatego, żeby nikt nie zobaczył jego brzydkiego tyłu. Podobno, żeby obejrzeć go z bliska trzeba było mieć jakieś zaproszenie, a ja mam za mało lajków na fejsie.
Mercedes niczego nie ogradzał, więc zlecieli się wszyscy miłośnicy palcowania i robienia sobie fotek przy czyimś samochodzie. Siriusly? Myślicie, że to fajne? Jak dla mnie to synonim żarcia gruzu albo prania w rzece. Albo posiadania Dacii.
Nie, nie podobała mi się ta wersja SLSa Electric Drive. Wolałbym zobaczyć go w tym dziwnym, niebieskim chromie, jak podczas premiery.
Kawałek dalej kolejny wielki tłok. Na gratisy już nie liczę, więc to pewnie stoisko Ferrari. Chcę tylko zobaczyć jak w rzeczywistości wygląda Berlinetta (albo jak to napisał organizator na łebsajcie BARINETTA). Kurde, Serdak miał rację gdy pisał mi, że jest słaba. Faktycznie, przyznaję - F12 na żywo wygląda gorzej niż Kia procee'd GT.
Wielkie propsy dla auto motor i sport za ich stoisko. Nie dość, że można było wziąć za darmo archiwalne wydania, to jeszcze dzieciaki mogły nauczyć się jak w stresie (bo kilkanaście gapiów niewątpliwie stresuje) wykonywać resuscytację. Wszystko to pod okiem wykwalifikowanych instruktorów.
Rollsy ogrodzone jak wszystko co kosztuje więcej niż 150 kilozłotych. W sumie te ich figurki z maski łatwo buchnąć, ale nawet Niemcy na targach lipskich pozwalali posadzić dupkę na tylnej kanapie i raczyć się kieliszkiem szampana. W Poznaniu nie rzucił mi się w oczy nikt z obsługi.
Fani tuningu zostali wyrzuceni na teren pomiędzy halami, żeby czuli się identycznie jak w trakcie swoich nocnych spotów na parkingach pod biedronką. Tak samo też wyglądali: łupiące subwoofery, śmieszne laminaty i zmarznięte, znudzone dziewczyny. W oczy rzucił mi się nowy trend - lakierowanie karoserii farbami strukturalnymi. Wygląda nieźle, ciekawe jak to się myje.
Z działu szeroko pojętych modyfikacji największą uwagę przyciągał ten oto kombiak: twór właściciela sieci dystrybucji dywanów przez cygańskich domokrążców. Boże, widzisz i nie grzmisz... Nawet Tede wyrósł z takich błyskotek.
Na hali opanowanej przez Volkswageny jak zwykle dużo poprawnych i nudnych aut, oraz stado wielbicieli prestiżu, czyli Audi w tedeiku. Jedyne co przykuło moją uwagę to ten oto twór, wyraźnie inspirowany motor homem Hammonda z jednego odcinka Top Gear.
Jeszcze ostatni rzut oka na szczelnie wypełnione hale wystawowe i jadę dalej zwiedzać Poznań.
Podsumowując, tegoroczne Motor Show było słabe. Szczerze powiedziawszy aż trudno ocenić mi samą zawartość wystawy przez wszechobecne tłumy, które skutecznie odbierały mi przyjemność obcowania z samochodami. Mądre posunięcie ze strony organizatora, żeby w tym samym czasie zrobić salon samochodowy, salon motocyklowy, salon caravaningowy, salon air passion, rodzinne miasteczko bezpieczeństwa i na dokładkę coś związanego z kosmetyką i fryzjerstwem. Więcej się nie dało? Może jeszcze wystawę sprzętu AGD i RTV wcisną w przyszłym roku. Z tego co widzę na ich stronie, chwalą się, że są największymi targami motoryzacyjnymi w Europie Środkowo-Wschodniej, bo odwiedziło ich 86 000 ludzi. Może i największe, napewno nie najlepsze. Aby taka ilość narodu mogła swobodnie się poruszać wszystkie hale wystawowe powinny być zarezerwowane tylko dla samochodów. Drodzy organizatorzy, może w przyszłym roku lepiej pójść na jakość, nie na ilość i zorganizować jeden salon i dodatkowe atrakcje związane na przykład z motosportem, zamiast 6 różnych salonów połączonych tylko tym, że wystawiane urządzenia używają silników. Jedno jest pewne: opuszczam edycję 2014 na rzecz targów w Lipsku. Tam zobaczę prawdziwe premiery - nie odgrzewane kotlety, tam nie będę musiał przeciskać się między innymi, tam czeka na mnie szwadron samochodów gotowych do jazdy próbnej po pobliskich drogach i autostradach. Organizatorzy Motor Show muszą sobie trochę przemyśleć, w którym kierunku chcą się rozwijać: mnożyć i na siłę łączyć różne dziedziny z motoryzacją, czy skupić się tylko na samochodach zapewniając komfort i ciekawsze atrakcje zwiedzającym.
P.S. W trakcie targów chciałem wybrać najlepsze pokazane auto i nadać mu status Kocura Motor Show 2013. Zdecydowanie wygrywała Kia procee'd GT, myślałem też o Radicalu...
...ale ostatecznie zdecydowałem się na Porsche. Nie jeden model, tylko ogólne Porsche. Po pierwsze za to, że udostępnili swoje zwiedzającym do oglądania, macania, wsiadania, trzaskania drzwiami i robienia sobie fotek kucając przy felgach. Po drugie za zajebisty, czerwony kolor.
P.S. 2 Wyjazd do Poznania uznałbym za całkowitą porażkę gdyby nie to, że kupiłem sobie nowe buty do biegania. Na szczęście Factory Outlet, na którym WSZYSTKIE miejsca parkingowe były zajęte, uratował mi wizytę w stolicy Wielkopolski.
Widzisz ;)
OdpowiedzUsuńale w Lipsku czy innych większych targach będzie jeszcze większy tłok... aby było luźno to trzeba się zgłaszać na "dzień dla prasy", czyli zwykle dzień wcześniej niż otwarcie dla publiczności...
OdpowiedzUsuńAkurat byłe w Lipsku w zeszłym roku i tłok był duuuużo mniejszy. Ba, w porównaniu z Poznaniem to wyglądało jakby tam nie było ludzi.
UsuńDni dla prasy są dla prasy, żeby mogli cyknąć fotkę i napisać jak poustawiane są samochody. Jak można pisać relację z targów, tak na prawdę nie będąc na targach? To jak pisanie o komforcie hotelu z zajętymi dwoma pokojami i all inclusive, kiedy ludzie mogą odwiedzić go tylko kiedy stacjonuje tam pielgrzymka do Lichenia w połączeniu ze spoconą reprezentacją całej Skandynawii w Arm Wrestlingu czy innym Track Pullingu. Targi w dzień dla prasy i targi w dni dla publiczności to zupełnie inne targi.
no to kiepskie te targi w Lipsku jak tam nikogo nie ma :)
Usuńzdecyduj o co Ci chodzi, czy ma być tłok z całym dobrodziejstwem inwentarza czy nie :)
No kiepskie :P
UsuńMa być tyle miejsca żeby auta się pomieściły i ludzie mogli je swobodnie oglądać. Chociaż patrząc na politykę organizatora, w przyszłym roku tłumy będą jeszcze większe. Jeśli nie będzie jakiegoś zaskakującego wystawcy, to jako poważny i bardzo znany bloger, oficjalnie zhejtuję te targi i nikt nie przyjdzie :D
W roku 2013 i 2014 najbardziej podobało mi się stanowisko mercedesa. Luksus i nowoczesność. Super auta w najlepszych konfiguracjach. Miły pan który odpowiadał z wielką cierpliwością wszystkim którzy mieli jakiekolwiek pytania.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńTakie wydarzenia to naprawdę gratka dla fanów motoryzacji, ale nie tylko. Można się tam wybrać przed zakupem samochodu, rozeznać się w tym, co obecnie jest popularne, co może warto będzie wybrać.
OdpowiedzUsuńCiekawa relacja
OdpowiedzUsuńwspaniały wpis!
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis
OdpowiedzUsuń